Grażyna Bacewicz

Osobowość - Pedagog

W 1957 roku, po śmierci Artura Malawskiego Grażyna Bacewicz otrzymała propozycję objęcia klasy kompozycji w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Propozycje tę odrzuciła. Z podobnym pytaniem zwrócono się do niej ponownie z Krakowa w roku 1963, gdy swoje ziemskie stanowisko opuścił Stanisław Wiechowicz. Także na tę propozycję odpowiedziała negatywnie. Decyzję swą wytłumaczyła w wywiadzie, którego udzieliła radiowej Redakcji Współpracy z Zagranicą w 1964 roku:

Dwukrotnie zajmowałam się pracą pedagogiczną [w latach 1934/35 i 1945/46 artystka wykładała harmonię, kontrapunkt i solfeż oraz prowadziła klasę skrzypiec w konserwatorium łódzkim — przyp. red.]. Oba razy co prawda bardzo krótko, jednak wystarczająco długo na poczynienie pewnych obserwacji odnośnie uczących się i odnośnie siebie samej. Jeżeli chodzi o mnie, to muszę powiedzieć, że przekazywanie własnej wiedzy drugim dawało dużo satysfakcji. Niestety właśnie ta satysfakcja groziła mi pewnym niebezpieczeństwem. Zagrażała głównemu mojemu celowi w życiu, to jest komponowaniu. Po prostu bałam się, że praca pedagogiczna za bardzo mnie pochłonie. A obserwacja dotycząca uczącego się była następująca. Bardzo szybko zorientowałam się, że najlepszym bodźcem do pracy jest nie krytyka, tylko chwalenie. Najprzód więc chwaliłam swojego ucznia, podkreślałam dobre strony jego poczynań, a gdy był już pełen wewnętrznej radości i wiary w siebie, wtedy wykazywałam jego błędy i braki. Jakże chętnie starał się później je poprawić.

Myślę nieraz o tym, że obowiązkiem moim, jak i wielu mych kolegów jest przekazanie komuś tego, co się samemu umie. Uczynię to pewnie kiedyś, na razie odwlekam ten moment.

Moment ten nadszedł w 1966 roku, gdy Grażyna zgodziła się objąć klasę kompozycji w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Prowadziła tam także zajęcia z instrumentacji i czytania partytur. Na prośbę Ministerstwa Kultury i Sztuki opiniowała nowy program nauczania dla Wydziału I (Kompozycji, Teorii i Dyrygentury). Analizowała szczegółowo siatkę godzin proponując wprowadzenie  różnego rodzaju korekt. Polemizowała z niektórymi założeniami programowymi, np. zasadą studiów unitarnych, tzn. rozpoczynania „specjalizacji” w zakresie kompozycji i dyrygentury dopiero od drugiego roku studiów. Proponowała, pomna zapewne własnych doświadczeń, aby studenci od II do IV roku studiów grali w orkiestrze. W 1967 roku otrzymała tytuł profesora zwyczajnego.

Interesowała się losami swoich podopiecznych. W 1967 roku zarekomendowała Andrzejowi Markowskiemu do wykonania jeden z utworów swojego stażysty, Dubravko Detoniego. Gdy po miesiącach pracy zaakceptowała utwór na orkiestrę innego swojego ucznia — Jana Oleszkowicza — poleciła tę partyturę do wykonania Jerzemu Gertowi z Krakowa, finansując z własnej kieszeni rozpisanie głosów. Była wymagająca, ale opiekuńcza — pierwszy rok pracy na uczelni zakończyła proszonym obiadem, który przygotowała dla swoich studentów we własnym domu. Odkryła także talent kompozytorski Marty Ptaszyńskiej.

Warto ponadto pamiętać, że niemal przez całe życie — nie będąc formalnie etatowym nauczycielem — pisała utwory pedagogiczne, które nie miały być nudnymi wprawkami, lecz pełnowartościowymi kompozycjami, nieco tylko łatwiejszymi technicznie od „dorosłych” dzieł.