Grażyna Bacewicz

Życie - Dzieciństwo i wczesna młodość

Edukacja muzyczna Grażyny Bacewicz oraz jej rodzeństwa odbywała się początkowo w domu. Ale już w 1919 roku Grażyna wstąpiła do prywatnego Gimnazjum Humanistycznego Janiny Pryssewiczówny, mieszczącym się przy ulicy Sienkiewicza. W roku następnym rozpoczęła naukę „w szkole muzycznej cieszącej się największą renomą w Łodzi, a było nią wówczas Liceum Muzyczne Heleny Kijeńskiej.” [Magdalena Grajter, Antoni Dobkiewicz. Przyczynek do portretu pianisty-pedagoga, w: Grażyna Bacewicz. konteksty życia i twórczości, red. Marta Szoka, Łódź 2016, s. 65.] Po rocznym kursie fortepianu w klasie Heleny Kijeńskiej została zakwalifikowana na kurs wyższy. Jednocześnie pobierała lekcje skrzypiec u Feliksa Wiesenberga i Feliksa Dzierżanowskiego.

Na jesieni 1921 Liceum zyskało nowego pedagoga. Był nim Kazimierz Sikorski — „siłą wyciągnięty ze Lwowa” — jak sam wspomina, gdzie studiował muzykologię u profesora Adolfa Chybińskiego. Powierzono mu prowadzenie przedmiotów teoretycznych: zasad muzyki, solfeżu, harmonii, kontrapunktu, form muzycznych i historii muzyki, które postawił na wysokim poziomie. Przez jego klasy przewinęła się cała rodzina Bacewiczów, bowiem zarówno bracia Grażyny — Kiejstut i Witold, jak i siostra Wanda uczyli się w Liceum Heleny Kijeńskiej.

Profesor Sikorski zapamiętał z tamtych lat Grażynę jako dziecko o niepospolitych zdolnościach muzycznych, świetnym słuchu i pamięci, niezwykle pracowitą. 28 maja 1922 roku nauczyciele i uczniowie uczcili dziesiątą rocznicę prowadzenia szkoły przez Helenę Kijeńską, osobę, która przejmując placówkę z innych rąk, doprowadziła ją do rozkwitu. W Archiwum Akademii Muzycznej w Łodzi, będącym naturalną następczynią Liceum, zachował się dyplom pamiątkowy, na którym widnieją m.in. podpisy rodzeństwa Bacewiczów.

Rok 1922 zapisał się także zmianą statusu szkoły, którą przemianowano na Konserwatorium Miejskie. Znalazł tu zatrudnienie Antoni Dobkiewicz, pianista i pedagog, prywatny uczeń Teodora Leszetyckiego i absolwent Konserwatorium Petersburskiego. U niego, przyszłego męża Heleny Kijeńskiej, Grażyna kontynuowała studia pianistyczne. Talent i pracowitość kreowały ją na wybitnego wirtuoza. Nie wiadomo było tylko, jaki instrument wybierze dla swej przyszłej działalności — skrzypce, czy fortepian, bowiem oba zajmowały ją w równym stopniu. Dosyć wcześnie ogarnęła ją też kolejna pasja. Już jako trzynastoletnia dziewczynka, może pod wpływem lekcji u profesora Sikorskiego, zdała sobie sprawę, że celem jej życia będzie komponowanie. Oto, jak po latach wspomina swoje wybory:

W tym czasie w Konserwatorium uczęszczałam na harmonię i kontrapunkt i komponowanie nie obowiązywało mnie, jeżeli można się tak wyrazić. Próby te zatem były spontaniczne i dobrowolne. Nie mogłam i wcale nie chciałam bronić się przed nimi. Od tych pierwszych prób, już wtedy — wiedziałam, że dążeniem moim, głównym celem życia, będzie pisanie muzyki.

Wypowiedź Grażyny Bacewicz dla radiowej Redakcji Współpracy z Zagranicą, 1964 r., cyt. za: „Ruch Muzyczny”, 1989 nr 3, s.7.

Następcą Kazimierza Sikorskiego, który w 1925 roku wyjechał do Paryża, został w Konserwatorium Kazimierz Wiłkomirski, wybitny wiolonczelista i wytrawny pedagog. Oto, jak wspomina te czasy i jedną ze swych uczennic:

Starałem się, jak mogłem, żeby moi podopieczni skorzystali jak najwięcej — i w jakimś stopniu to mi się przecież udawało. W każdym razie Grażyna Bacewiczówna, która jako kilkunastoletnia dziewczynka uczęszczała na moje lekcje form muzycznych, po latach, będąc już sławną kompozytorką, wspominała wdzięcznie te studia, utrzymując, że wiele jej dały.

 

Uczyłem też Bacewiczównę kontrapunktu, wprowadzając ją w tajniki budowy fugi, wyjaśniając szczegółowo zasady tworzenia odpowiedzi realnej i tonalnej. Pamiętam, że pisemne zadania tej niezwykłej (i wcale nie „łatwej”) uczennicy zawierały liczne odstępstwa od podawanych prze mnie ścisłych reguł, przeciwko którym przyszła kompozytorka buntowała się stale. „Czy to koniecznie musi być właśnie tak? Dlaczego? A dlaczego nie może być inaczej?” Na takie pytania odpowiadałem zazwyczaj, że chodzi o niezachwianą logikę muzycznej myśli, będącej cechą zasadniczą fugi jako takiej. Ale Grażyna nie dawała się łatwo przekonać.

Kazimierz Wiłkomirski, Wspomnienia, Kraków 1971, s. 292.

Rezultaty zmagań utalentowanej uczennicy z teoretycznym kodeksem przekazywanym jej w najlepszej wierze przez doświadczonego muzyka można obserwować studiując partytury takich utworów, jak 2 Preludia i fugi oraz 3 Fugi na fortepian z 1927 roku, 2 Fugi podwójne na kwartet smyczkowy, czy Fugę podwójną na chór mieszany a cappella z 1928 roku, a także Pieśń na skrzypce i fortepian z 1927 roku, istniejącą również w wersji na głos i fortepian z tekstem kompozytorki. Z wcześniejszych utworów warto odnotować Temat z wariacjami i 4 preludia na fortepian a także Marsz, będący zabawną stylizacją polskiego hymnu!

Mimo, iż „komponowanie nie obowiązywało” uczennicy Konserwatorium, to niektóre z rezultatów owej „dobrowolnej” pracy zostały przez jej autorkę przedstawione publicznie na popisach klasy fortepianu profesora Dobkiewicza. 7 czerwca 1925 roku na koncercie w Filharmonii Łódzkiej Grażyna grała Temat z wariacjami, zaś 26 lutego 1928 roku, również w Filharmonii Łódzkiej, zagrała 2 Preludia i fugi z 1927 roku. Jej repertuar nie ograniczał się, rzecz jasna, tylko do własnych utworów. Na tym samym koncercie Grażyna grała Sonatę d-moll Mikołaja Medtnera oraz Marsza (zapewne popularną transkrypcję Marsza z opery Miłość do trzech pomarańczy Sergiusza Prokofiewa). Występy uczniów Konserwatorium odnotowywała prasa łódzka, pisząc m. in. „Grażyna Bacewiczówna wyraźnie nakłania się ku ostatnim, najnowszym kierunkom w muzyce” oraz „P. Bacewiczówna ujawniła wielki temperament wirtuozowski”.

Grażyna grywała także inny repertuar; na dorocznym popisie uczniów Konserwatorium w 1927 roku, odbywającym się jak zawsze w sali Filharmonii Łódzkiej, młoda artystka wykonała z orkiestrą Koncert fortepianowy g-moll Mendelssohna. Wydaje się zatem, że dzieciństwo i młodość Grażyny oraz jej rodzeństwa wypełniała przede wszystkim nauka. Czy był także czas na zajęcia przynależne wiekowi? Na to pytanie odpowiedział Kiejstut Bacewicz, nakłoniony przez Krzysztofa Drobę do wspomnień o bracie Witoldzie. Oto jego słowa:

Dzieciństwo i wiek szkolny Witolda jak i reszty rodzeństwa, były niezwykle pracowite: przez wszystkie lata wypadło nam ponosić trud podwójnej edukacji — ogólnej i muzycznej — najpierw w warunkach życia domowego, później w gimnazjum i konserwatorium. Okresami pełnego wytchnienia i beztroski były dla nas wakacje letnie, które do wybuchu I wojny światowej spędzaliśmy z rodzicami na wsi litewskiej u rodziny ojca, przyswajając sobie tam stopniowo — niejako drogą naturalną — język litewski. Stałym miejscem naszego wakacyjnego wypoczynku były również majątki ziemskie bliskich krewnych naszej matki, gdzie z kolei oddychaliśmy tradycyjną atmosferą polskich dworów szlacheckich.

Kiejstut Bacewicz, Mój brat Witold, „Ruch Muzyczny” 1986 nr 16, s. 17.

W 1928 roku Grażyna Bacewicz zdała egzamin dojrzałości gimnazjum żeńskiego Janiny Pryssewiczówny. Jak wynika z protokołu egzaminacyjnego z żadnego przedmiotu nie miała oceny celującej — przeważają noty dostateczne i dobre. W tym samym, 1928 roku, zakończyła naukę w Konserwatorium. Wybór dalszej drogi był oczywisty, tym bardziej, że do Polski powrócił Kazimierz Sikorski, od 1927 roku prowadzący klasę kompozycji w Konserwatorium Warszawskim.

Te szczytne plany miały jednak swój bolesny wymiar. Otóż, pan Vincas Bacevičius — ofiarny nauczyciel łódzkich szkół i wzorowy wychowawca własnych dzieci — nigdy nie ukrywał uczuć patriotycznych, utożsamiając nawet własne pragnienia z poglądami ówczesnych nacjonalistów litewskich. Toteż, gdy w wyniku skomplikowanych przeobrażeń politycznych i zmiany układu sił po I wojnie światowej powstało niepodległe państwo litewskie — postanowił wrócić do swej odrodzonej ojczyzny. Zdecydował się na to w roku 1923, a zatem w okresie największych zadrażnień polsko-litewskich, nieufności zaognionej niezakończonym sporem o Wilno, w sytuacji walki dwóch nacjonalizmów i całkowitej sprzeczności interesów, tak Polaków — marzących bądź o wskrzeszeniu Unii czy federacji, bądź uznających jedynie „Litwę etnograficzną”; jak i Litwinów — pragnących często pogrzebać całą wspólną przeszłość i odbudować Litwę silną własnym poczuciem narodowym i odporną na próby inkorporacji. Trudno się zatem dziwić, że próba wyjazdu Litwina zamieszkałego od wielu lat w Polsce napotkała na opór polskich czynników państwowych. Syn Kiejstut tak to opisuje:

Gdy w roku 1923 władze polskie czyniły ojcu trudności z wyjazdem na Litwę, nie chcąc mu udzielić odpowiedniego zezwolenia (posuwając się nawet do szantażu: obietnicy wydania zezwolenia na wyjazd bez możliwości powrotu [na podstawie niepublikowanych wspomnień Wandy Bacewicz, w posiadaniu autorki tekstu]) zdecydował się na krok radykalny; przedostał się na Litwę nielegalnie przez zieloną granicę, postanawiając już pozostać w swoim kraju na stałe i wziąć czynny udział w twórczym wysiłku swego narodu.

Kiejstut Bacewicz, Mój brat Witold, „Ruch Muzyczny” 1986 nr 16, s. 18.

Osiadłszy w Kownie, Vincas Bacevičius podjął aktywną działalność nauczycielską. Zamierzał też sprowadzić rodzinę. Jednak, pomimo częstych odwiedzin, nie udało się odtworzyć w Kownie łódzkiego domu Bacewiczów.